Zapomniany przyczółek

Norbert Bączyk, Grzegorz Jasiński
W czasie Powstania Warszawskiego miało miejsce szereg starć o wyjątkowo dramatycznym charakterze. Tragicznie zakończyły się między innymi desanty przez Wisłę pułków piechoty 1. Armii Wojska Polskiego. Przy czym głównie uwagę zwraca tu klęska 3. Dywizji Piechoty w Śródmieściu, w tym na Powiślu Czerniakowskim. Mniej eksponowana jest natomiast zagłada wzmocnionego batalionu piechoty z 2. Dywizji Piechoty, która dokonała się na Kępie Potockiej koło Marymontu. Misja żołnierzy tej dywizji, którzy sforsowali Wisłę nieopodal pozycji powstańczych na Żoliborzu, miała właściwie od początku charakter niemal samobójczy.
9 września 1944 roku, po 40 dniach trwania powstania warszawskiego, dowódca (komendant główny) Armii Krajowej, gen. dyw. Tadeusz Komorowski ps. „Bór”, gotów był już kapitulować. Sytuacja wojskowa powstańców była bowiem beznadziejna. Jednak zaplanowany na dzień następny akt kapitulacji przed Niemcami nie doszedł do skutku. Oto bowiem 10 września wojska Armii Czerwonej rozpoczęły kolejne uderzenie wymierzone na warszawską Pragę, teraz już znacznie silniejsze niż wcześniejsze ataki, wykonywane w poprzednich tygodniach. W Warszawie dało się słyszeć pogłos potężnej artylerii, bowiem Rosjanie wymierzyli teraz w praskie przedmieście haubice B-4 kal. 203 i Br-5 kal. 280 mm, ale przede wszystkim nad Pragą zaobserwowano – po raz pierwszy od sześciu tygodni – radzieckie samoloty bombowe i szturmowe. W szeregach powstańczych pojawiła się nadzieja, że oto teraz Armia Czerwona, której głównodowodzący, marszałek Józef Stalin, przewodniczący Kwatery Najwyższego Naczelnego Dowództwa (Stawka Wierchownogo Gławnokomadowania – SWGK) i przewodniczący Państwowego Komitetu Obrony, jeszcze niedawno głoszący publicznie „odcięcie się od awantury warszawskiej”, przyjdzie jednak z pomocą walczącym w mieście Polakom. Częściowo zaczęło się to potwierdzać zwłaszcza od 13 września, gdy radzieckie samoloty zaczęły zrzucać powstańcom broń, amunicję oraz żywność.
Plan dowództwa 1. Frontu Białoruskiego, którego wojska – 47. Armia, 8. Gwardyjski Korpus Pancerny oraz przydzielona do 47. Armii 1. Dywizja Piechoty ze składu 1. Armii Wojska Polskiego – szturmowały teraz bezpośrednio Pragę, zakładał, iż radzieckie dywizje strzeleckie podejmą próbę zdobycia mostów na Wiśle w Warszawie. Szansa na uchwycenie przepraw w stanie nienaruszonym była jednak niewielka. Dlatego alternatywnym, a faktycznie od początku zasadniczym planem, było forsowanie rzeki. Nie miała jednak tego zrobić 47. Armia, której dywizje powoli zbliżały się do zabudowań Pragi i mostów, ale wprowadzona z drugiego rzutu 1. Armia Wojska Polskiego. W sztabie frontu oczekiwano, że forsowanie Wisły w Warszawie i wdarcie się do ścisłego centrum miasta wykonają dywizje polskie, co miało mieć duży efekt propagandowy. Zdejmowało to jednocześnie ze sztabu 47. Armii ryzyko porażki i ciężkich strat, gdyż zdawano sobie doskonale sprawę z niepewnego efektu takiego przedsięwzięcia. Do forsowania potrzeba było ponadto świeżych sił, bowiem dywizje strzeleckie biorące udział od 10 września w natarciu i szturmie Pragi poniosły w jego trakcie duże straty. To dlatego idąca w pierwszym rzucie i walcząca już na miejscu 1. Dywizja Piechoty im. Tadeusza Kościuszki nie została wyznaczona do pokonania Wisły, ale i ona miała zostać zluzowana przez 2. Dywizję Piechoty oraz 3. Dywizję Piechoty, a także 1. Brygadę Kawalerii.
Powyższy plan miał jednak szereg wad. Przede wszystkim o udziale w szturmie Pragi wojsk 1. Armii Wojska Polskiego, politycznie podległej Polskiemu Komitetowi Wyzwolenia Narodowego z siedzibą w Lublinie, zdecydowano niemal w ostatniej chwili. Stąd do natarcia rozpoczętego 10 września zdołano włączyć tylko jedną dywizję i część jednostek pancernych. Reszta polskich dywizji, dowodzonych zresztą od stanowiska dowódcy batalionu w górę przez radzieckich oficerów (choć zasadniczo w polskich mundurach), znajdowała się jeszcze na pozycjach bojowych w rejonie ujścia Pilicy, w tym na przyczółku magnuszewskim. Rozkazy nakazujące luzowanie i przejście w rejon Pragi wydano dopiero 12 września, gdy dywizje 47. Armii zbliżały się już do zwartej zabudowy prawobrzeżnej Warszawy. Na przegrupowanie siły główne 1. AWP miały zasadniczo 72 godziny (13–15 września), bowiem oczekiwano, iż 16 września zajmą pozycje nad rzeką w mieście, z gotowością do forsowania przeszkody wodnej.
Tymczasem Praga została zdobyta po walkach 13 i 14 września. Pierwszorzutowe dywizje strzeleckie wysłały wprawdzie na drugi brzeg Wisły niemal z marszu patrole rozpoznawcze, ale do forsowania nie przystąpiły, nie mając zresztą ku temu środków technicznych. Szybkie przekroczenie rzeki było możliwe w przypadku pochwycenia mostów, ale Niemcy, wycofując się z prawobrzeżnej dzielnicy miasta, wysadzili je. Saperzy zniszczyli najpierw 13 września most Poniatowskiego i pobliski kolejowy most średnicowy, choć nie obyło się bez problemów (jak meldował niemiecki dowódca saperów: [...] wysadzenie południowego mostu kolejowego. Jednakże nadal stoją wszystkie filary i dwa przęsła na wschodnim brzegu. Bezwzględnie konieczne ponowne wysadzenie). Most Poniatowskiego częściowo wyleciał w powietrze samoczynnie już rano 13 września, gdy o godz. 8.30 pocisk artyleryjski trafił w założone na nim ładunki. Następnie dodatkowo wysadzono go o 11.30. O godz. 13.00 wysadzono południowy most kolejowy, ale i ten trzeba było wysadzać powtórnie o godz. 16.15. Jak meldował dowódca niemieckiego 1. Pułku Saperów Kolejowych: [...] most: […] został zniszczony tylko w 2/3, gdyż po przeciwnej [wschodniej] stronie 3 filary i 2 przęsła nie zostały wysadzone wskutek zerwania przewodu zapalającego […]. Następnie dowódca kompanii [por. Rang, dowódca 73. kompanii saperów kolejowych] z jedną grupą niszczenia pojechał na drugi brzeg i przy dużym szczęściu i dzięki swej zimnej krwi dotarł do całkowicie odsłoniętego nasypu kolejowego na moście i połączył przewody zapalające, jakkolwiek 300 m na południe stamtąd znajdowały się wysunięte siły piechoty przeciwnika, a most i przyległy nasyp znajdował się pod ogniem karabinów maszynowych, karabinów, artylerii i wyrzutni rakietowych. Trzeba uznać za cud, że udało się w ogóle – i to bez strat – pomyślnie wykonać drugie wysadzenie, tak że osiągnięto 100% zniszczenie mostu.
Pełna wersja artykułu w magazynie TW Historia 5/2020