Zawrotna kariera pancernej pchły
![Zawrotna kariera pancernej pchły](files/2017/TWH/4-2017/6.jpg)
Zbigniew Lalak
Tuż po zakończeniu wielkiej wojny kpt. O.S. Penn oficer Tank Corps opracował projekt 6-tonowego czołgu nawiązującego do Renault FT. Wóz miał dwuosobową załogę, charakteryzował się lekkim opancerzeniem i uzbrojeniem. Niestety pomysł upadł ze względu na brak zainteresowania czynników oficjalnych. Podyktowane to było zapewne końcem wojny, niewiele brakowało, aby idea małego zwrotnego czołgu odeszła całkowicie w zapomnienie. Do jego renesansu przyczyniła się jednak dyskusja nad nowymi doktrynami toczona pomiędzy Fullerem, Liddell Hartem oraz Giffardem le Quesne Martelem; dla rozwoju tankietek prace Martela miały podstawowe znaczenie.
Podpułkownik Giffard le Quesne Martel był oficerem wojsk inżynieryjnych, który w 1916 roku został skierowany do Heavy Section Machiine Gun Corsp, która była zalążkiem przyszłego Tank Corps (formalnie powstałego 28 czerwca 1917 roku). Młodemu kapitanowi spodobała się nowa służba, której pozostał wierny do końca. Po wojnie został skierowany na studia do Staff College, gdzie w 1924 roku wykładał pracując w War Office. Z tych lat datuje się jego przyjaźń z płk. Henrym Karslake, z którym prowadził dyskusję dotyczącą czołgów dla nowoczesnej armii brytyjskiej. Obaj byli przekonani, że armia musi przejść gruntowne zmiany, które miałyby dotyczyć głównie zmechanizowania piechoty, kawalerii oraz artylerii. Karslake i Martel byli zdania, że piechota powinna posiadać mały, szybki, dobrze uzbrojony oraz – co najważniejsze – tani w produkcji pojazd pancerny. Karslake twierdził, że pododdziały wyposażone w nowe czołgi średnie Vickers Mark I na polu walki będą spełniały rolę kawalerii i konieczne jest skonstruowanie pojazdu, który będzie mógł wspierać piechotę ogniem karabinów maszynowych w natarciu. Martelowi bardzo spodobała się wizja pojazdów bojowych wyposażonych w karabiny maszynowe, które w znacznych ilościach będą razem z piechurami nacierać na okopy przeciwnika. Zasugerował, że takim pojazdem musiałby kierować jeden człowiek, a to oznaczało, że prowadzenie pojazdu musiałoby być bardzo proste, a on sam nie mógłby się charakteryzować skomplikowaną konstrukcją. W grę wchodził wyłącznie pojazd gąsienicowy, a to ze względu na konieczność operowania w ciężkich warunkach terenowych. Tak narodziła się koncepcja „infantry tank” lub „one-man tank”. Martel opracował wymagania taktyczno-techniczne, jakie musiałby spełniać czołg tego typu. Pierwszym warunkiem było poruszanie się w trudnym terenie i pokonywanie naturalnych przeszkód terenowych i sztucznych – zbudowanych przez człowieka. Prędkość marszowa po drodze o nawierzchni utwardzonej miała wynosić 15 mil na godzinę, prędkość w terenie 3-4 mile na godzinę. Pojazd powinien bez większego trudu pokonywać wzniesienia o kacie nachylenia do 40°. Opancerzenie miało chronić kierowcę przed ogniem małokalibrowej broni strzeleckiej w tym pocisków z rdzeniem stalowym, uzbrojeniem miał być jeden lekki karabin maszynowy. Najważniejszym jednak założeniem była konieczność wykorzystania jako jednostki napędowej komercyjnego silnika samochodowego o mocy 20 KM oraz innych podzespołów znajdujących się w stałej produkcji na rynek cywilny; miało to znacznie obniżyć koszt jednostkowy czołgu, a w przypadku wojny dawało możliwość wyprodukowania olbrzymiej liczby czołgów bez specjalnych przygotowań ze strony przemysłu. Nie chcąc wprowadzać zamieszania, Martel zrezygnował wkrótce z nazywania pojazdu „czołgiem piechoty”, a to głównie z tego powodu, że oficerowie w War Office kojarzyli czołgi towarzyszące piechocie jako powolne olbrzymie maszyny, które kosztowały tysiące funtów.
Nie pozostało nic innego, jak przystąpić do budowy prototypu.
Pełna wersja artykułu w magazynie TW Historia 4/2017